Mortal Kombat X - Review in Progress...



We wtorek była premiera... Do tego dnia udało mi się zdobyć około 31 poziom frakcyjny w Lin Kuei i 28 poziom konta w Mortal Kombat X. Dodatkowo pokonałem ponad połowę fabuły i przeżyłem swoją pierwszą inwazję. Miejsce na bęcki od internetowych wymiataczy także się znalazło. Myślę, że to dobry moment, aby pierwsze wrażenia z najnowszej gry Eda Boona spisać i Wam przedstawić.
Na recenzję całości Mortal Kombat X przyjdzie jeszcze czas - do końca trybu fabularnego pozostało mi niewiele, ale i chciałbym poczekać na kolejne wieże tygodniowe, w których powinni pojawiać się zawodnicy z planowanych przez NetherRealm DLC. O tych z kolei wspomnę nieco później...

Jednego na ten moment jestem pewny na sto procent: Mortal Kombat X, mimo że nie jest tak przełomowe jak dziewiątka jest przykładem jak w dobry sposób kontynuować świetną passę i nie sknocić całości ponownie jak było w przeszłości. Przecież już kiedyś seria zboczyła z kursu i wskazywało na to, że raczej nie jest ona do odratowania. Natomiast NetherRealm nie dość, że wrócił z mocnym uderzeniem to jeszcze pokazał, iż nie tylko Mortalem stoi. W międzyczasie pojawiło się świetne Injustice: Gods Among Us, a i całkiem solidnie wyglądała także gra mobilna WWE: Immortals (pomijając kwestię mikropłatności). Wszystko więc wskazywało na to, że Mortal Kombat X także powinno być grą co najmniej dobrą i nie powinna zawieść zarówno starych wyjadaczy, jak i nowych graczy.


Przez chwilę po odpaleniu gry na Playstation 4 miałem wrażenie jakbym... dostał zepsuty egzemplarz gry.   Chwilę później jednak dowiedziałem się, że Mortal Kombat X po zainstalowaniu części danych z dysku pozwala na zabawę w kilku trybach "na rozgrzewkę" i musimy poczekać, aż reszta plików znajdzie się na naszym dysku. Pomysł o tyle dobry, że wszystko ładuje się w tle i nie przeszkadza w zabawie, choć przez chwilę można mieć wrażenie, iż dostaliśmy uszkodzony egzemplarz swojej ulubionej bijatyki i przydałaby się informacja: "Graczu - gra się instaluje, włącz wieżyczkę, weź Scorpiona i rozgrzej się!". Wybrałem więc swoją frakcję (Lin Kuei FTW!) i mimo małych problemów na początku mogłem zacząć zabawę.

Chciałem w moich pierwszych wrażeniach ponarzekać trochę na ogólny minimalizm menusów i user interface gry, który przy oglądaniu gameplayów w sieci prezentował się dość mizernie. Jednakże w samej grze na większym ekranie wszystko do siebie niezwykle pasuje choć gdy spotyka się postacie o "niezidentyfikowanym stylu walki" pusta przestrzeń w prawym górnym rogu trochę przeszkadza. Polska wersja językowa tekstu także daje radę, choć o wiele łatwiej jest mi powiedzieć, że preferuję styl "Pumped-up" Jaxa niż "Napakowanego". Niby to samo, ale przyzwyczajenie robi jednak swoje. Dodatkowo nie wiem dlaczego niektóre z napisów są przetłumaczone, a inne kompletnie olane. Oczywiście nikt nie każe tłumaczyć "fatality", ale czegoś tak prostego jak "wins" nie opisać jako "zwycięża"? Pytanie tylko czy jest to celowy zabieg czy tylko i wyłącznie lenistwo tłumaczy.

Z kolei graficznie Mortal Kombat X wygląda niesamowicie! Wszystko działa w stabilnych sześćdziesięciu FPS podczas starć czy to śnieżyca, lejący się z nieba deszcz lub szalejące w tle fale w porcie, a do tego prezentuje się znakomicie. NetherRealm można także pochwalić za szczegółowość wykonania postaci, choć niektóre ich modele wydają się potraktowane nieco po macoszemu. Najłatwiej to zauważyć chociażby przy Kitanie, która prezentuje się o wiele słabiej w porównaniu Mileeną - tej z kolei nowy silnik graficzny pasuje idealnie. I mimo tego, ze stylistyka graficzna "dziewiątki" była nieco bardziej odbiegająca od rzeczywistości to nowy, nieco dojrzalszy styl działa tylko na korzyść.

Warto także wspomnieć o najbardziej kontrowersyjnej sprawie związanej z Mortal Kombat X - DLC. O ile pre-orderowy Goro aż tak bardzo nie przyprawia o ból głowy i takie dodatki są już stałym elementem podziękowania dla graczy za zaufanie przed pojawieniem się gry na półkach, to możliwość wykupienia łatwych Fatalities może być spokojnie nazwana "nową zbroją dla konia".



Zacznijmy od początku - co jest solą pojedynku jeden na jeden ze znajomymi na kanapie? Możliwość wykończenia go w ciekawy sposób poprzez Fatality lub Brutality. No i ten jęk zawodu, gdy wklepiemy złą kombinację... Ale mówi się wtedy: "Następnym razem!" i gramy dalej. Po co więc one się pojawiły? Przecież nie ułatwiają one rozgrywki, bo wykonywane na samym końcu są tylko i wyłącznie kolorowym urozmaiceniem zabawy. W przypadku zdobywania punktów podczas pokonywania wież jest podobnie - za każde Fatality zdobywa się 50 000 punktów. Czy jest to jednak powód, aby je wykupować? Jeśli ktoś stara się śrubować rekordy to może mu się przyda, ale i tak będzie miał do zrobienia drugą połowę brudnej roboty w postaci przejścia całości. Więc teoretycznie sama możliwość wykupienia takiego ułatwienia nie jest nikomu do życia potrzebna. O wiele większy dym z kolei powinien pojawić się w momencie możliwości wykupienia możliwości pominięcia starcia.

Tak, taki dodatek w grze także się znajduje i można go zdobyć w tym momencie tylko poprzez Kryptę, którą z resztą można także odblokować w całości, gdy sypniemy trochę groszem. Choć sam uważam, że sam pomysł takiego jej przedstawienia jako grę przygodową jest dobry - chodzenie, zbieranie przedmiotów związanych z bohaterami serii i losowe spotkania z potworami wprowadza trochę świeżości i nie ogranicza się do zwykłego klepania i odblokowywania wszystkiego co możliwe. Z drugiej strony miło przyjąłbym możliwość podróżowania między miejscami już przez nas odkrytymi. Ułatwiłoby to o tyle sprawę, że nie byłoby potrzeby tracenia kilku minut na przejście chociażby do grobowca Shao Khana czy komnat daleko za jaskinią z pająkami.

Jakbym miał na dzień dzisiejszy podsumować to, co już zobaczyłem to czuję, że płyta z Mortal Kombat X będzie dość długo kręciła się w napędzie mojej konsoli. Głównie ze względu na same unlocki, możliwość ogrywania Living Towers i Faction Wars, multiplayer... Tryb fabularny już po tym, co ograłem jest co prawda krótki, ale treściwy i gra się w niego z dużą przyjemnością. Z resztą nawet, jeśli pojawiają się oskarżenia o jego długość mam ochotę zapytać ile czasu spędził dany gracz przy ostatecznej walce z Shao Khanem. Muszę także przyznać, że w obydwa Mortale od NetherRealm gra mi się niezwykle przyjemnie poznaje mi się losy starych znajomych czy powracających bohaterów takich jak chociażby Bo'rai Cho. Natomiast najprawdopodobniej duża część z nich pojawi się w postaci DLC do gry, co jest nieuniknione. Pytanie tylko czy Ed Boon ma zamiar za pomocą dodatków stworzyć roster podobny do tego z Armageddona. Jeśli tak, to może jednak warto kupić Kombat Passa?

Więcej jednak opowiem już w przypadku samej recenzji... A i na streamach z Mortal Kombat X, jak wpadnie taki pomysł mi do głowy.
Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz