Mortal Kombat X - Recenzja (PS4)


Nie bez powodu wybrałem Mortal Kombat X jako pierwszą grę na konsolę Playstation 4. Po zaskakującą dobrej dziewiątce moje oczekiwania wobec NetherRealm były naprawdę wysokie i muszę powiedzieć, że poniekąd zostały one spełnione. Dostaliśmy bowiem godną kontynuację, która prowadza powiew świeżości nie tylko w samej serii, ale i w samych next-genach, choć nie obyło się bez małych wypadków przy pracy.

Ogólnie jeśli miałbym powiedzieć czy od samego początku kibicowałem nowemu Mortalowi to mógłbym powiedzieć - nie do końca we wszystkim. O ile sama zapowiedź i pierwszy trailer zainteresowały mnie samą grą to w mojej głowie pojawiały się kolejno pytania:
  • Czy gra sama w sobie będzie opierała się na wolniejszej rozgrywce?
  • Czy będzie nieco bardziej "mięsista"?
  • Jak widzą to zmienianie stylów walki?
  • Co z bohaterami z poprzedniej części? Przecież praktycznie cały roster został kompletnie przetrzebiony...
W przypadku pierwszego ucieszyłem się, że rozgrywka nadal jest szybka (a nawet wydaje mi się jeszcze szybsza!). Drugiego - faktycznie czuć, że nie jest to jakieś arcade'owe łupanie. Natomiast jeśli chodzi o historię...


Akcja Mortal Kombat X dzieje się w kilku wymiarach czasowych: tuż po wydarzeniach z Mortal Kombat i 25 lat po turnieju, w którym pokonany został Shao Khan. Większość ziemskich obrońców jest martwa, a Raiden cały czas wini się za to jaką cenę obroniono ziemski wymiar przed inwazją. W między czasie pojawił się kolejny problem - upadły bóg Shinnok zostaje uwolniony ze swojego więzienia i wraz z Quan Chi pragnie dokończyć to, czego Shao Khan skończyć nie potrafił. Jakby problemów było mało w Pozaświecie trwa wojna domowa między Kotal Khanem - nowym imperatorem i rebeliantami, którym dowodzi Mileena pragnąca odzyskać władzę jako spadkobierczyni tronu. W teorii, bo wiemy dobrze w jaki sposób ów panna została... khm khm... stworzona.

NetherRealm całkiem sprytnie podszedł do samej sprawy. Chociażby dlatego, że dzięki Mortal Kombat X możemy dojść do wniosku, że w tym świecie śmierć nie jest tak naprawdę ostateczna. Gdyby nie fabularna otoczka to można byłoby zastanowić się, czy faktycznie bohaterowie muszą być podzieleni na tych dobrych i złych. Została także zaprezentowana nowa generacja wojowników, którym przyjdzie walczyć z najeźdźcami. Ten pomysł jednak wypalił tylko częściowo.



To znaczy - ogólnie podoba mi się w seriach trwających od lat coś w rodzaju "nowej krwi". Tylko żeby zaciekawić mnie jako gracza nowymi postaciami trzeba to zrobić porządnie. Ok - w przypadku Takedy i Kung Jina poznajemy ich przeszłość, jakieś podstawy dlaczego znaleźli się w oddziałach specjalnych. Nawet niedawno Kotaku podrzuciło ciekawą rzecz z nią związaną... Z kolei u Cassie Cage i Jaqui Briggs tego nie ma, a szkoda bo samo przedstawienie momentu szkolenia jednej i drugiej mógłby być ciekawym dodatkiem do fabuły. Podobnie sprawa ma się z innymi bohaterami - wykorzystanie "zmartwychwstałych" i opowiedzenie się po drugiej stronie konfliktu przez pewien czas byłoby wbrew pozorom ciekawym doświadczeniem. Z kolei bolał mnie też fakt niewykorzystania fabularnego potencjału Kotal Khana.

Poza tym zakończenie (którego nie zdradzę, bo jest naprawdę interesującym wyjściem do kolejnej części) trochę nie pasuje mi w kontekście samego finałowego starcia. Brakuje tam czegoś, co dał mi ostateczny pojedynek Raidena z Shao Khanem. Być może faktu, że sam bóg burzy postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zakończyć sprawę. Może swoistej aury walki o losy świata... 

Napisy końcowe według twórców możemy zobaczyć już po ok. dwóch godzinach i trzydziestu minutach. W porównaniu z innymi seriami wypada to całkiem przyzwoicie, bo jest to jakby nie patrzeć ciężko jest znaleźć w największych tytułach na rynku historii ogrywanej od deski do deski, która jakoś wpływa na całość świata. Wiecie... to tak samo jakbyśmy mieli brać pod uwagę wszystkie zakończenia Kazui, Heihachiego, Jina i Kumy z Tekkena... mózg rozwalony! Nie zmienia to jednak faktu, że powinien być nieco bardziej rozbudowany. Kto nie zechciałby poznać w jaki sposób Ferra poznała olbrzyma Torra? Albo jak wyglądał sam moment treningu Takedy u Hanzo Hasashiego - mistrza Shirai Ryu zwanego także Scorpionem? Można byłoby z tego wszystkiego wyciągnąć sporo, a rozgrywka może nie ciągnęłaby się w nieskończoność, ale tę godzinę czy dwie fajnie można byłoby zagospodarować.


W Mortal Kombat X pojawiło się także kilka nowych rzeczy. Pierwsza i najważniejsza to Wojna Frakcji, do której przystępujemy już na samym początku po włożeniu płyty do napędu. Z pięciu dostępnych frakcji (Lin Kuei, White Lotus, Black Dragon, Brotherhood of Shadow i Special Forces) wybieramy tę, która pasuje nam najbardziej. Tak naprawdę oprócz klimatycznego tła czy specjalnych zakończeń nazywanych Faction Kill nie zyskujemy zbyt wiele. Walczymy po stronie tych, z którymi sympatyzujemy, staramy się, aby to nasza drużyna była pod koniec tygodnia ogłoszona zwycięską ale nie ma z tego tytułu niczego dodatkowego jak chociażby nie wiem... unikalny skin po zdobyciu maksymalnego poziomu (pięćdziesiąty). Mamy także poziomy doświadczenia samego konta - tam limit jest zwiększony do sześćdziesięciu pięciu.

Wraz z frakcjami pojawiają się także Inwazje, podczas których nie tylko bronimy się przed atakiem w ramach własnej frakcji, ale także rywalizujemy z innymi drużynami. Możemy walczyć z bossem inwazji, przejść specjalną wieżę inwazji. Ogólnie można powiedzieć, że do zrobienia jest całkiem sporo poza samą fabułą, choć serwery frakcyjne same w sobie potrafią się co jakiś czas przyblokować, a przez co zdarza się że zadania dniowe nie wyświetlają się poprawnie lub też nie można dostać się na stronę główną frakcji.

Obok Wojny Frakcji pojawia się cała masa wież, które możemy sobie dowolnie ogrywać - tradycyjna (dziesięć poziomów), sprawdzian szczęścia, siły, wytrwałości i wytrwałości bez możliwości regeneracji swojego zdrowia po walce. Dochodzą do tego wszystkie trzy żyjące wieże - dzienna, godzinowa i profesjonalna dostępna cały tydzień. Te z kolei rządzą się własnymi prawami i mogą być pełne przedziwnych modyfikatorów. O ile w przypadku dwóch pierwszych typów wież wydaje mi się, że pomysły i tematy powoli zaczynają się dublować to warto zwrócić swoją uwagę na te profesjonalne.


Pierwsza z nich dała możliwość zagrania jako Goro przedstawiając historię powrotu na szczyt i zdobycia mistrzostwa turnieju Mortal Kombat. Z kolei druga, zaprezentowana w tym tygodniu była próbą odwzorowania laddera pierwszego Mortala. Pomysł genialny, chociaż można było spróbować go urozmaicić o klasyczne skiny dla każdej postaci lub podrzucić pakiet dźwiękowy związany właśnie z tą odsłoną gry. Wydaje mi się, że NetherRealm musi nieco bardziej się postarać w przypadku właśnie tego elementu gry, bo jeśli faktycznie ma być on atrakcyjny dla graczy powinien się on zasadniczo różnić od całości. Pojawi się oczywiście możliwość zagrania postaciami z DLC, Goro tego idealnym przykładem, a niedługo dojdzie do tego Jason z Piątku Trzynastego, ale to nadal zbyt mało, aby miało przykuć do ekranu na o wiele dłużej.

Jak już wspomniałem na początku gameplay sam w sobie jest nadal dynamiczny, ale zarówno wydaje się nieco cięższy niż w przypadku dziewiątki. Pojawiają się elementy interaktywne aren pozwalające na jeszcze ciekawsze sztuczki i akrobacje. Dzięki nim w wielu przypadkach gra nie kończy się już przyciśnięciem do ściany i młóceniem naszego przeciwnika aż wyzionie ducha. Zawsze możemy zrobić efektowny przeskok nad nim, wykorzystać gałąź wiszącą sobie luźno lub też cisnąć naszym oponentem o pobliską kolumnę. Patent znany dobrze z Injustice: Gods Among Us sprawdza się tutaj znakomicie! Szkoda tylko, że wraz z tym elementem nie pojawiły się tak przeze mnie wyczekiwane wielopoziomowe areny. Wracają także Brutality, które są czymś w rodzaju alternatywnych Fatalities, ale są o wiele trudniejsze do wykonania chociażby ze względu na warunki, jakie należy spełnić aby się pojawiła konkretna animacja.


Całkiem dobrze prezentuje się także możliwość wyboru stylu walki dla naszego wojownika. I wbrew temu co piszą głównie na forach nie jest to tylko i wyłącznie pocięcie istniejących już postaci na trzy "klasy". Niektóre faktycznie dostają wzmocnione i urozmaicone odpowiedniki ciosów podstawowych, ale pojawiają się także całkiem nowe rzeczy jak np. dron bojowy Sonyi Blade czy dualizm Liu Kanga pozwalający zadawać obrażenia lub też leczyć siebie za pomocą swoich umiejętności. Trochę boli, że Raidena umiejętność teleportacji została przeniesiona kompletnie do stylu Displacer... ale hej, coś kosztem czegoś! Ciekawy jestem jak w tej sytuacji prezentowałby się Noob Saibot czy Cyrax/Sektor. A tych występu w Mortal Kombat X nie możemy całkowicie wykluczyć.

Przecież Ed Boon i ekipa wręcz otwarcie mówi o kolejnych dodatkach z nowymi postaciami, tym bardziej że w samej części fabularnej Mortal Kombat X możemy znaleźć ich całe mnóstwo i każda z nich może zostać dodana w formie DLC. Trochę szkoda, bo mimo iż roster już teraz jest przyzwoity to przydałyby się nie tyle co dodatki co... najzwyczajniejsza w świecie możliwość odblokowywania wojowników wraz z postępami w grze. Praktyka zapomniana, bo w większości bijatyk stawia się na szybką możliwość rozpoczęcia gry po sieci lub ze znajomymi. Trochę szkoda, bo to też był jeden z powodów, dla których w tego typu produkcje grało się praktycznie non stop - raz żeby odblokować cały roster i dwa: ze znajomymi w trakcie weekendowych posiedzeń przed telewizorem. Oczywiście dla wielbicieli unlocków pozostaje Krypta, gdzie za złote monety (lub prawdziwe pieniądze) odblokowujemy dodatkowe Fatalities czy skórki dla naszych ulubieńców.


Wracając jeszcze na chwilę do dodatkowych postaci: ciekawe jak będzie to rzutowało na rozgrywki sieciowe. Z tego co pograłem sobie kilka dni po premierze nie widziałem w każdej walce na przeciwko siebie Goro z pre-orderów, więc być może nie będą one powodowały większych problemów z balansem. Nie wiadomo jednak jak będzie sytuacja wyglądała po pojawieniu się chociażby Tremora. W samych sieciowych pojedynkach to grało mi się nadzwyczaj stabilnie, choć sam czas wyszukiwania graczy był według mnie stanowczo za długi. Nie zdążyłem jednak zagrać "frakcyjnej ustawki" po pięciu zawodników w każdej drużynie... Doszedłem więc do wniosku, że w przypadku multiplayera napiszę osobny tekst, w którym swoje wrażenia z niego będą zawarte.

Wypada także wspomnieć kilka słów na temat warstwy audiowizualnej nowego Mortala. Ta prezentuje się nadzwyczaj dobrze i co bardzo ważne - wszystko działa płynnie. Niestety wbrew wcześniejszym zapowiedziom gra nie jest oparta na silniku graficznym Unreal Engine 4, a na już wysłużonej i zmodyfikowanej trójce. Nie zmienia to jednak faktu, że prezentuje się znakomicie czy to jeśli chodzi o modele postaci, czy areny, na których przychodzi nam się mierzyć. Udźwiękowienie też można uznać jak najbardziej na plus, ale w przypadku kwestii wypowiadanych przed walką. Muzycznie, o ile jest dobrze to w pewnym momencie miałem chęć wyłączenia jej. Nie wiem nawet dlaczego, po prostu słuchanie w kółko tych samych kawałków nie do końca mi w takich grach służy, gdzie lubię przesiadywać grając godzinami. Niektórym także przeszkadza fakt, że gdy tylko używany jest -ray lub Fatality gra zjeżdża do trzydziestu klatek na sekundę... tylko, że tak naprawdę ma to swój urok. Niby nie powinno tak być, jeśli gra powinna działać to w pełnych sześćdziesięciu bez takich udziwnień, ale prezentuje się to całkiem fajnie i "filmowo".

Być może o niektórych rzeczach zapomniałem w tym miejscu napisać. Jeśli tak - zapewne są one w moim wcześniejszym tekście na temat tej gry.


Ogólnie mogę powiedzieć, że Mortal Kombat X jest z pewnością grą solidną i dla fanów bijatyk pozycją obowiązkową tym bardziej, że aktualnie na current-genach jest o nie ciężko. Na Tekkena 7 i Street Fighter V jednak trochę jeszcze przyjdzie nam poczekać...

Tak więc jeśli uwielbiacie tego typu gry, a przy okazji jako fani serii Eda Boona lubicie wykonywać setki Fatality to warto w Mortal Kombat X zagrać już teraz. Natomiast jeśli nie jesteście pewni swojego wyboru i czekacie na inne, ciekawsze Waszym zdaniem produkcje to powinniście poczekać. Cierpliwi zostaną prawdopodobnie wynagrodzeni... pakietem ze wszystkim DLC... o czym mój tekst wisi, i wisi, i wisi...

Info, bo niektórzy takiego poszukują w recenzjach: 

Grę kupiłem sam, nie otrzymałem żadnej wersji recenzenckiej gry od dystrybutora. Ciastek też mi nikt nie oferował. Nad kawą bym się zastanowił, kawę można w ilościach dużych. 

I zapomniałbym - recenzja jest subiektywną oceną osoby recenzującej. Jeśli masz ciekawe spostrzeżenia, sugestie podrzuć komentarz poniżej! To miejsce jest idealnym do wyrażania własnych opinii na temat nie tylko tej gry, ale i wszystkiego, co pojawia się w tym miejscu.
Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz