Diablo III w Trzech Aktach - Akt III: Apokalipsa


W drugim akcie związanym z grą Diablo III opowiedziałem o moich wrażeniach nie tylko z wersji na Playstation 4, ale i także tych, które pojawiły się w przypadku wersji na pecety. Ostatni z kolei chciałbym poświęcić przyszłości, a dokładniej - jej dość zdawałoby się ponurej wizji. Powiedzmy sobie szczerze: wiele gatunków po prostu umiera, a inne ewoluują w przedziwną stronę...

Według internetowego słownika PWN apokalipsę możemy rozumieć na wiele sposobów:
Apokalipsa
1. Apokalipsa «ostatnia księga Nowego Testamentu»
2. «koniec świata przepowiedziany w Biblii; też: wydarzenia, które niosą chaos i zniszczenie»
3. «katastroficzna wizja lub przepowiednia»
4. «utwór lub obraz, którego tematem jest prorocza, groźna wizja przyszłości».
Stay awhile and listen...

Gdy zaczynałem swoją przygodę z grami nie do końca pojmowałem fakt, że można je jakoś klasyfikować. Ciężko jest bowiem w wieku lat pięciu czy sześciu wiedzieć, iż pierwszy Final Fantasy to gra cRPG, a Excitebike jest sklasyfikowany jako gra wyścigowa. Przelicznik był prosty - tutaj mieczem się bije potwory, tutaj skacze i zbiera diamenty, tutaj jeździ motor, a tutaj się bijemy z kolegą, ale nie na żywo. Bo mama by nam na to nie pozwoliła i dałaby nam po łapkach.
To chyba jedna z niewielu serii, których powrót byłby dobrym zaskoczeniem...
Tak było na samym początku. Później jednak wraz rozpoczęciem zabawy chociażby na Playstation już wiedziałem, że Quake II to First Person Shooter, a Dino Crisis to survival horror. Powoli edukacja w kwestii gier postępowała i praktycznie w momencie otrzymania przeze mnie pierwszego komputera wiedziałem o większości gatunków, co nie oznacza że wszystkie je ograłem - wielu najzwyczajniej w świecie się bałem! Dlatego też nie skończyłem wtedy wspomnianego wcześniej Dino Crisis, a niekiedy też bałem się także... gry 40 Winks. Bez względu na to jednak wraz z pierwszym pecetem udało mi się zagrać w kilka gier, o których poniekąd nie miałem nawet pojęcia. Pojawił się Heroes of Might & Magic, świetna gra akcji Oni czy o wiele później Diablo II. Było w czym wybierać. Dobrze wspominam chwile, gdy każda kolejna płyta dołączana do czasopisma CD Action była wypełniona po brzegi wersjami demonstracyjnymi i to właśnie na nich skupiałem swoją uwagę. Nie na pełnej wersji gry, która często nie trafiała w mój gust. No dobra, Hirołsi trafili! Ale reszta do pewnego momentu mnie mało interesowała. Interesowały natomiast nowe tytuły, w których dema można było sobie zagrać.
Tak - piąty i ostatni Metal Gear Solid otwiera u mnie kolejną, ciekawą serię gier must-have w tym roku...


Owszem - nadal powstaje wiele fenomenalnych gier. Aktualnie mamy sezon ogórkowy w branży, ale gdy tylko skończy się sierpień ruszy fala wielkich hitów z Metal Gear Solid V: Phantom Pain i Falloutem 4 na czele. Problem jednak leży w różnorodności gatunków, których kiedyś było aż ponadto. I choć zdarzają się powroty do "klasyki" - Pillars of Eternity, Wasteland 2, Divinity: Original Sin, ba - niedługo ma pojawić się prequel do drugiego Baldur's Gate! Powinienem się jarać niczym flota Stannisa, ale niestety: kompletnie mnie ona nie obchodzi, a na pewno nie tak jak jeszcze by może mnie obchodziła kilkanaście lat temu.

Wszystko to powiązane jest z tym, o czym wspomniałem w akcie pierwszym mojej serii o Diablo III - oczekiwaniem.

Nadal pamiętam moment, w którym ukończyłem pierwszego Baldur's Gate i od razu załączyłem płytę z dodatkiem chcąc kontynuować zabawę. Później wypatrywałem okazji zakupu Cieni Amn i Tronu Bhalla. Wtedy także wpadła mi do głowy myśl: "Wow, ale zagrałbym w kontynuację! Baldur's Gate 3 w nowej grafice... Poezja". Nic takiego nie nastąpiło. Podobnie było z czekaniem na Fallouta, Diablo, niektórymi grami z serii Command & Conquer (Generals, choć Red Alert jaki by nie był się pojawił) tak samo wygląda sprawa z kolejnym Warcraftem. Sytuacja była taka, że wiele gier w swojej szczytowej formie nie dostało kontynuowania tego, co najlepsze, a takie studia jak chociażby Black Isle upadły. Być może to, co teraz powiem będzie kontrowersyjne, ale...

Wolałbym, żeby BioWare zamiast Neverwinter Nights stworzyło trzeciego Baldura.

Mimo, że kupiłem go dosyć późno gdzieś koło roku 2006 to czułem, że nie jest to to, czego szukam. Po raz pierwszy od długiego czasu, ponieważ bardzo lubię gry oparte na Dungeons & Dragons. Co ciekawe - drugą odsłonę wydaną przez Obsidian Entertainment grało mi się o wiele przyjemniej. Czy było to związane z tym, że tworzyli go ludzie od Baldura? Nie. Po prostu miałem o wiele mniejsze oczekiwania co do tej gry i nie myślałem o powrocie do korzeni.

Jako, że na wiele legendarnych marek musieliśmy czekać dość długo zaczęły się pojawiać hasła w stylu "duchowy spadkobierca". Podobnież coraz częściej zaczęto przypominać wcześniejsze dokonania do promowania nowych gier jak chociażby Jade Empire, gdzie informacjom o tym ile nagród BioWare zdobyło nie było końca. Zaczęto więc coś w rodzaju nowej polityki marketingowej, mającej na celu zachęcić graczy do sięgnięcia po produku. Bo przecież to duchowy spadkobierca Baldura, bo przecież tę grę robi nagrodzone milionami nagród studio od legendarnego Baldura...
No na screenie prezentuje się to zjadliwie...


I patrząc na to, że Star Wars: Knights of the Old Republic był grą fenomenalną pod wieloma względami, nie tylko dlatego ze względu na świat Star Wars, to Jade Empire, wspierany hasłami o wielkości i genialności studia odpowiedzialnego za hity z dawnych lat, był grą... mierną.

Słowo od Muradina: coś czuję, że tym tekstem narażę się wielu osobom... 

Tak, mierną. Dlaczego? Konsolowy port gry z pierwszego Xboxa, jakkolwiek on tam nie był świetny, na PC był po prostu zrobiony na odwal. Nadal pamiętam jak niewiarygodnie denerwowały mnie wszelkie rozciągnięte, czcionki, obrazki, przerywniki w postaci minigier czy wszechobecny blur. Dobra, ten ostatni był przypadłością wielu gier wychodzących na początku ubiegłej generacji gier. Nie zmienia to jednak faktu, iż nawet moje uwielbienie do azjatyckiej kultury nie uratowało tego tytułu. O dziwo jednak chciałbym, aby powstała jego kontynuacja. Tak, ponieważ BioWare potrafi wyciągać wnioski, ale z drugiej strony potrafią także schrzanić dobrze zapowiadający się produkt (tak, o was mówię Dragon Age II i Inquisition...)

Zacząłem się wtedy także zastanawiać czy w świecie gier jest jeszcze szansa na pojawienie się dobrego cRPGa. Ale takie, w którym nie będzie aż takiego nacisku na akcję i będę mógł zaplanować niektóre ruchy moich towarzyszy. Pojawił się Dragon Age: Origins - gra łącząca to co najlepsze z ówczesnych cRPGów. Nie była ani Mass Effectem, w którym postawiono głównie na akcję. Nie była też tak hardkorowa jak Knights of the Old Republic. Po prostu była sprytnym połączeniem wszystkiego, co dobre i nowe. Być może dlatego też tyle czasu spędziłem przy Origins i dodatku Awakening, bo ponad 300 godzin.

Wtedy powiedziałem sobie także coś innego: nie ma sensu stać w miejscu, bo można się cofnąć. Przestałem marzyć o powrotach legendarnych serii, w które zagrywałem się będąc na początku swojej growej kariery. Oczywiście nadal mają one w moim sercu specjalne miejsce. Ciężko jest o nich zapomnieć. Dlatego też spróbowałem jeszcze raz zagrać w Baldur's Gate i Icewind Dale w Enchanced Edition, ale dość szybko się od nich odbiłem.  Z jednej strony wszystko przychodziło mi z niesamowitą trudnością począwszy od stworzenia dobrej postaci na starciach z przeciwnikami kończąc. Z drugiej: wszystko wyglądało strasznie archaicznie. Nie chodzi o grafikę, a o mechanikę gry - bo graficznie wszystko nadal prezentowało się całkiem dobrze. Skończyłem więc grać szybko i postanowiłem nie wracać...

Nie chciałem psuć sobie wspomnień.

Tak samo sprawa wygląda w przypadku dziesiątek innych gier. I nawet jeśli szanuję takie powroty do korzeni jak Pillars of Eternity i grało mi się w nie całkiem przyjemnie przez kilka minut to jednak czułem, iż to nie jest to... To znaczy - to nie jest to na dzień dzisiejszy. Być może kilkanaście lat temu zagrywałbym się w nie całymi dniami porzucając swoje życie prywatne i zawodowe do pobliskiej studzienki kanalizacyjnej pod moim oknem. Dziś jednak nie mam na to ochoty, mimo że doceniam tę produkcję, bo jest świetna.

Tutaj zadziałała prosta mechanika: 

Ewolucja gatunków wcześniej znanych pod całkiem innymi postaciami i wymieranie tych, które nas coraz mniej interesują jako graczy.
Mass Effect zaiste dobrą serią był... Tak sądzi wielu, mimo słabo rozegranego zakończenia


Pierwszy przykład: Mass Effect. Faktycznie pierwsza część trylogii komandora (lub też pani komandor, komandorzycy... chyba) o nazwisku Shepard miała więcej z cRPG niż późniejsze kontynuacje, w których stawiano już o wiele wyraźniej na akcję. Co ciekawe jednak wyszło to grze na dobre. Pamiętam jak dziś chwile, gdzie używałem tylko jednego setupu uzbrojenia dla moich towarzyszy, a tony złomu musiałem sprzedawać... aż mój licznik kredytów zatrzymał się na samych dziewiątkach. Dodatkowo wiele elementów związanych ze strzelaniem było jakby nie patrzeć średnio, ale zjadliwie stworzonych, więc nie było to jakoś uciążliwe. Po prostu trzeba było przystosować się do panujących reguł.

Mass Effect 2 poniekąd nadal posiadał ten roleplayowy schemat wałkowany przez BioWare na miliony sposobów, ale nie starano się już z niego robić na siłę cRPGa z dawnych, dobrych czasów. Gatunek ewoluował, coraz częściej mówi się już o grach action-RPG. Coraz częściej także w tego typu produkcjach pojawiał się nacisk na przypominający gry MMO charakter zadań głównych i pobocznych (jak np. w Dragon Age: Inquisition). Być może właśnie takie schematy przemawiają do graczy, nawet jeśli wielu uważa je za oznakę braku smaku w roleplayach.

Bo wiecie: przecież "krul" jest tylko jeden i jest nim... Wpiszcie tu sobie nazwę swojego ulubionego, legendarnego erpega.

No to jeśli faktycznie nim jest to dlaczego żeby Pillars of Eternity w ogóle miało możliwość pojawienia się na rynku potrzeba było otworzenia akcji na Kickstarterze? Powód prosty - ryzyko. Ryzyko, że gra skierowana do konkretnego gracza pamiętającego czasy Baldur's Gate i innych klasycznych cRPGów nie sprzeda się dla klienta masowego, co zrobiłaby pewnie jeszcze kilkanaście lat temu.

Tak jak już wspomniałem - zagrywałbym się w nie dość mocno. Natomiast teraz czuję, że nie jest to produkt przeznaczony dla mnie, ponieważ już ten etap za sobą zamknąłem i pozostawiłem w dobrych wspomnieniach. Ok, weźmy coś innego na tapetę.

Strategie - gatunek praktycznie wymarły w dzisiejszych czasach, choć można powiedzieć, iż MOBA są jej kolejną ewolucją.
Starcraft - jedna z ostatnich, wielkich strategii na rynku?


Zadajmy więc proste pytanie: ile głośnych strategii zostało wydanych w przeciągu ostatniego roku?

Jedyne co wpada mi do głowy to Grey Goo, pojawił się takżę Total War: Atilla. Teoretycznie mówi się o Starcraft 2: Legacy of the Void, który wszedł w fazę zamkniętej bety i można już go w przedsprzedaży zakupić. Będzie dodatek do Company of Heroes 2, który wprowadzi Brytyjczyków... Ale gdzie jest reszta? Wychodzi na to, że strategie same w sobie są w dość sporej mniejszości, choć jeszcze jakiś czas temu można było zagrać w wiele ciekawych produkcji. Tak gdzieś może z osiem lat temu.

I nie, nie jest to wina konsol jak niektórzy mogą mówić. Nawet nie musi być to problem poziomu wejścia w dany tytuł. Powiedzmy sobie szczerze - Starcraft w rozgrywkach sieciowych potrafi dać ostro w skórę. Tam także jesteśmy sami przeciwko swojemu wirtualnemu wrogowi. W MOBAch czy innych grach stawiających na walkę drużynową jest nas pięciu. Działa dość prosta psychologia: "to nie ja grałem źle, to ten typ jest noobem". W grze jeden na jednego musimy albo wykazać się swoimi umiejętnościami strategicznego myślenia, albo pogodzić się z porażką i przyjąć ją z honorem.

Dlatego od strategii dość szybko odskoczyły arenówki i to właśnie one teraz wiodą prym nie tylko w e-sporcie, ale i także w multiplayerze. Nie ze względu na to, iż możemy w nie grać za darmo, choć to też jest pewien czynnik na to wpływający. Po prostu wielu z nas lubi nieco luźniejszą rozgrywkę, gdzie nie wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas. Wtedy porażkę przyjmuje się także inaczej, bo nie możemy tego zwalić na siebie, choć możemy zauważać pewne niedociągnięcia i braki w naszych ruchach. Ale nie musimy, bo jak dobrze wiemy wszyscy jesteśmy mentalnymi challengerami i gramy jak profesjonaliści...

Hack & slashery teoretycznie mają się lepiej patrząc na to jakim zainteresowaniem cieszą się chociażby gry z serii Incredible Adventures of Van Helsing czy darmowego Path of Exile. Diablo III także swoje trzy grosze dokłada. W tym przypadku ciężko jest się doszukiwać konkretnych przyczyn tego dlaczego jest tego typu gier coraz mniej. To znaczy - teoretycznie jest wystarczająco, bo patrząc na przeszłość tego gatunku oczywiście było bardzo dużo "klonów Diablo II", ale nie było ich aż tyle żeby teraz narzekać. Zawsze pojawiły się z dwie, trzy gry warte uwagi tytuły i teraz jest podobnie. Sęk w tym, że podobnie jak w przypadku wcześniejszych klasyków cRPG fajnie byłoby zobaczyć chociażby nowego Titan Questa lub też Torchlighta. Na to chyba wielu graczy czeka.

Ale chyba to, co najbardziej mnie zastanawia to fakt, iż jeszcze kilka lat temu grzmiałbym na temat tego jak bardzo "ded gaemem" jest Starcraft lub też, że nie ma miejsca na rynku dla dobrych cRPGów.
Kibicuję Shenmue 3 nie dlatego, że grałem we wcześniejsze części - nie grałem w żadną. Tylko dlatego, że to kolejny przykład na potęgę wielbicieli wcześniejszych odsłon i daje to możliwość na powrót po latach...


A teraz? Miejsce nadal się znajdzie, ponieważ tytuły z danych gatunków, serii czy też przypominające charakterystyczne dla dawnych gier schematy trafiają w określoną niszę, którą są fani. I nawet za dobre uważam, iż niektóre projekty takie jak wspomniany przeze mnie wcześniej Wasteland 2 czy Pillars of Eternity trafiły na Kickstartera. Nie dlatego, że gracze zrzucili się na grę tylko pokazali, że chcieliby nabyć ten produkt. Jest konkretny odbiorca, a nie niezdefiniowany "lajkujący" na Facebooku czy też ktoś podpisujący petycję, bo bardzo chce, aby Konami nadal tworzyło P.T. (odchodząc od całego zamieszania z tą grą związanego - chodzi o sam fakt petycji).

To wyraża tylko i wyłącznie chęć - nic poza tym! To tak jakbyście poprosili kogoś o wykonanie zlecenia bez zaliczki i po wykonaniu całej roboty powiedzieli:

"No no, dobra robota... Pewnie dużo was to kosztowało, ale nie zapłacę, bo nie chce z tego korzystać. Ale doceniam, że to zrobiliście - dobra robota!".

Dlatego też rozumiem, że tacy twórcy jak chociażby Brian Fargo czy Yu Suzuki szukali wsparcia u graczy - wielbicieli ich twórczości, aby było wiadomo czy wszelkie prośby pojawiające się na forach mają pokrycie w rzeczywistości.

A mają i to się ceni, ponieważ kolejne, duże jeszcze kilkanaście lat temu produkcje albo wychodzą, albo są w fazie produkcji. Wiadomo także, iż oddany fan danego produktu czy serii wspierający twórcę jest wartościowy, ponieważ nie tylko wykłada kasę, ale chce aby gra była jak najlepsza. Tak więc bardzo ważne jest także to, aby twórca wysłuchał gracza - dzięki temu będzie wiedział w którą stronę popchnąć projekt, aby był spełnieniem pewnych wizji obydwu.

W przypadku projektów mniejszych można pozwolić sobie na to, aby grę jeszcze bardziej dopracować pod kątem klienta, który już jest tym konkretnym chcącym zagrać chociażby w nową grę strategiczną. Dlatego też może sobie zagrać w nią w formule Early Access, opowiedzieć o swoich wrażeniach, wysłać feedback i jest o wiele większa szansa, iż zostanie wysłuchany w odróżnieniu od wielkich produkcji segmentu AAA. Tym samym gry z gatunków "z góry skazanych na pożarcie" są tworzone w tandemie twórca-gracz, co pozwala na stworzenie produkcji, której oczekują obydwie strony. Dlatego takie gry jak Divinity: Original Sin czy Pillars of Eternity są niezwykle grywalne dla tych, którzy takowych oczekiwali czy też wsparli twórców za pomocą platform crowdfundingowych.

Ja niestety podziękuję, choć doceniam chęć powrotu do przeszłości. Teraz oczekuję od gier czegoś innego - nowości i innowacji lub też idąc po najniższej linii oporu po prostu dobrej, i wciągającej rozgrywki. W tym roku na razie wszystkie typy mi to dostarczają.

Pytanie zostaje jednak jedno: czy jest jeszcze co odkrywać w tym temacie oprócz rozdzielczości, ilości klatek i fotorealistycznej grafiki, jeśli tej innowacji chciałbym w przyszłości tej generacji...


Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz