Resident Evil: Revelations 2 (PC) - Penal Colony - Recenzja

Ale co to znaczy "chodź za mną"?
Nie jestem do końca pewny czy mogę siebie nazywać fanem serii Resident Evil. Z jednej strony zagrałem tylko w cztery odsłony serii, z czego tylko jedna należy do tych kultowych (był to Resident Evil 3: Nemesis). Z drugiej zawsze coś ciągnęło mnie do tych gier i miałem je z tyłu głowy jako te "do ogrania w przyszłości" i zacząłem powoli nadrabiać zaległości spowodowane moim większym zainteresowaniem przygodami Reginy z Dino Crisis.

Już pewien czas temu w moje dłonie wpadł Resident Evil 5. Gra, która podzieliła graczy zwolenników nowych zmian zaprezentowanych przez Capcom, a wcześniej zaprezentowanych w czwórce i tych, którzy myśleli że czwórka była tylko chwilowym skokiem w bok i woleliby rozgrywkę z tradycyjnym dla serii widokiem, z mniejszą ilością akcji. Ale powiedziałem sobie wtedy - "kurczę, gra mi się naprawdę podoba!". Dlatego też bardzo czekałem na szóstą część, a w międzyczasie nadrobiłem sobie czwórkę i trójkę. Pojawił się także Resident Evil: Revelations - spin-off serii na Nintendo 3DS. Czy wtedy był świetny? Tak, bo tak wieść gminna niesie... Choć gdy odpaliłem go na swoim komputerze mój etuzjazm nieco zmalał. No dobra - całość była niewiarygodnie klimatyczna, czuć było w powietrzu nutkę pierwszych Residentów... Ale chyba najgorszym elementem całej zabawy były wyglądające niczym z gumy potwory. Kolejne, podzielone na odcinki Revelations, wydawało się o wiele mroczniejsze niż pierwsza część. Pytanie - czy było to tylko wrażenie z trailerów?

Historię zaczynamy materiałem reklamowym organizacji TerraSave, na której bankiecie znajdują się główne bohaterki - Claire Redfield i Moira Burton, córka Barriego Burtona z pierwszej części Resident Evil. Wszystko ładnie, pojawia się tajemnicza lista, gasną nagle światła i... zostają porwane przez nieznanych sprawców i osadzone w dziwnym kompleksie więziennym, który na pierwszy rzut oka przypomina klimaty z Piły. Ba - pojawia się także tajemniczy głos mówiący do bohaterek z bransoletek przedstawiających poziom ich samopoczucia.

Okazuje się, że w miejscu, w którym się znajdują prowadzone były pewne badania, a całość jest najeżona nie tylko pułapkami, ale i żądnymi krwi efektami tych eksperymentów. Zadanie teoretycznie proste - uciec za wszelką cenę. W drugiej części pierwszego epizodu do miejsca, w którym znajdują się Claire i Moira zmierza Barry Burton, który postanowił wyruszyć na poszukiwania córki. Gdy tylko ląduje na miejscu poznaję Natalię - dziewczynkę, której udało się uciec z kompleksu, a później dzięki swym zdolnościom wykrywania wrogów pomaga mężczyźnie w walce.

Pierwszy odcinek kampanii (czyli obydwie części Barriego i Claire) zaliczyłem w jakieś 1 godzinę 20 minut. Czy to dobry wynik? Nie wiem. Nie chcę przeliczać gry na dolarogodziny i czy się "opłaca". Czy bawiłem się dobrze - i tak, i nie.
Sam wstęp mogę ocenić na naprawdę mocny i klimatyczny. Może nieco różniący się od wcześniejszych gier z serii Capcomu, ale bardzo mi przypadł do gustu. Jednakże jak to u mnie w takich grach bywa... W momencie znalezienia dwururki czar prysł, a każdy kolejny wróg kończył miernie. Ale to poczułem tylko i wyłącznie w trakcie części Claire i Moiry, u których spodziewałem się nieco większej walki o przetrwanie. U Barriego, który od początku jest chodzącą zbrojownią, było nieco inaczej. Tam w głowie miałem to, że tak to właśnie powinno wyglądać. Mimo, że przez pewien czas skradałem się o wiele więcej niż w przypadku pierwszej części, a powinno być zupełnie odwrotnie!

Nasi towarzysze od samego początku przydają się do dwóch rzeczy - zbierania tego, co głównemu bohaterowi nie przyjdzie zobaczyć i docierania do miejsc, do których my dotrzeć nie możemy. Moira chodzi z łomem, Natalia z cegłówką. Tak, dobrze czytacie - dziewczynka miota cegłówkami gdy trzeba, rozwali zamek, przciśnie się przez kratkę wentylacyjną. Moira z kolei otworzy drzwi łomem, poświeci latarką (co jest cholernie uciążliwe gdy Claire nie widzi praktycznie nic, a strzelać ktoś musi). Dodatkowo możemy się przełączać między bohaterami za pomocą jednego klawisza i wykorzystywać ich zdolności w razie potrzeby,a także wydawać proste rozkazy - stój i podążaj.

Niestety minusem tego rozwiązania jest to, że nie są oni jakoś nazbyt mądrzy. Na przykład Moira nie ogarnęła w pewnym momencie tego, że powinna jednak pójść za nami, gdy jedna z pułapek się oddaliła i pozwoliła nam przejść. Najbardziej chyba odczułem to wszystko w jednej z ostatnich lokacji, gdzie trzeba było sprawnie wyłamać drzwi i nie pozwolić hordzie potworów na przedostanie się w naszą stronę. O ile sam pomysł był całkiem dobry to sam moment powtarzałem jakieś pięć razy tylko i wylącznie dlatego, że Claire nie starała się osłaniać Moiry, aby ta miała dostatecznie sporo czasu na zrobienie tego, co potrzeba.

Inaczej sprawa wygląda w przypadku duetu Barry i Natalia. Dziewczynka raczej do otwartej walki się garnie z wiadomych powodów, ale gdy trzeba pomoże naszemu bohaterowi. To my musimy wykonać całą brudną robotę z pomocą dostępnych środków, a ona pomoże nam chociażby wskazując czułe punkty przeciwników w trybie skradania. I mimo, że etap drugi pierwszego odcinka był wypełniony o wiele bardziej akcją, to bawiłem się w jego trakcie o wiele lepiej niż w przypadku części Claire i Moiry. Może właśnie ze względu na zawód w postaci mocnego klimatu i nieco słabego wykorzystania całości.

Mechanizm walki jest podobny do tego z pierwszego Revelations i tak naprawdę niczego innego się nie spodziewałem. Graficznie teoretycznie także nie ma większych zmian. Nawet mógłbym się przyczepić, że Claire Redfield wygląda w grze jak Tobey Maguire... ale wygląda to strawnie - nie jest świetne i sam zastanawiam się dlaczego nie wykorzystano silnika graficznego szóstki, który był o wiele ładniejszy. Przecież Revelations 2 nie było portem z 3DSa i pojawiło się na wszystkich znaczących platformach, prawda? Dźwiękowo jest całkiem dobrze i nie ma się co do tego elementu przyczepić.
O Raidach będzie później, bo te są w sumie...
Nie oceniam trybu współpracy (bo nie gram coopa) i nie oceniam trybu Raid, bo na ten przyjdzie czas pod koniec. Na razie po pierwszym odcinku wielu może odczuwać spory niedosyt, choć cliffhanger i trailer kolejnego odcinka napawają optymizmem. Ciekawi mnie jak ta cała historia się potoczy, kto był tajemniczym głosem mówiącym z bransoletek. I dlaczego ta Natalii świeci się cały czas na czerwono? O tym dowiemy się w następnym tygodniu. A czy warto zagrać? Odcinkowo może być naprawdę ciężko. 
Myślę, że o wiele lepszym pomysłem będzie poczekać do pojawienia się wersji pudełkowej niż zainwestować w pakiet zawierający wszystkie epizody i dwa dodatkowe. Wtedy może być ciężko, chyba że kolejne będą prezentowały o wiele wyższy poziom fabularny. Bo ten graficzny nie ma co się ludzić - lepszy nie będzie.
Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

0 komentarze:

Prześlij komentarz